Poranek 12 grudnia 2010 roku. Jeden z zakopiańskich hoteli. Dzień wcześniej w Zakopanem zbierałam materiał do tekstu. Wstałam, zjadłam śniadanie, spakowałam się i ruszyłam na pociąg. Nic nie zapowiadało, że do pociągu WSIĄDĘ Z PSEM.
Zaśnieżone Zakopane dopiero budziło się do życia. Szłam sobie dziarskim krokiem w kierunku dworca i nagle zobaczyłam pana z huskym za pazuchą. No sami wiecie: słodki, puchaty szczeniorek, kolorowe oczka... Uśmiechnęłam się, zwolniłam, pan natychmiast wyczuł podatny grunt. - Pani weźmie. Tylko 300 zł.
Pomijając fakt, że nie miałam 300 zł, a jeszcze musiałam kupić bilet do domu, w głowie ruszyła gonitwa myśli. W końcu przecież niedawno Michał, mnie zadeklarowaną kociarę, namówił, żebyśmy wzięli psa. I w sumie to co z tego, że to ja najbardziej wymądrzałam się, że to musi być przemyślana decyzja, że DOPIERO PO ŚWIĘTACH pojedziemy do schroniska na Paluchu, i NA SPOKOJNIE wybierzemy psa.
- Muzę zadzwonić do domu i zapytać - rzuciłam panu z pieskiem za pazuchą. Wybierając numer, byłam przekonana, że Michał rzuci coś w stylu: "nie tak się umawialiśmy, weźmiemy ze schroniska, po świętach", itepe, itede...
Tymczasem...
- No to ja nie wiem... Ty widzisz tego psa, to ty musisz podjąć decyzję. A koty lubi?
(powtarzam pytanie o koty panu z pieskiem: - Taaaak! Oczywiście! Koty uwielbia! - zapewnia bardzo gorliwie).
- Pan mówi, że lubi.
- No to jak uważasz. Jak fajny to może weź... Ja nie wiem.
Kolejna gonitwa myśli w głowie. Tym razem przebijają się gdzieś również głosy rozsądku: że chyba jednak to nie jest najlepszy pomysł kupować psa od nieznajomego na ulicy. I już właściwie zrezygnowałam, ale poprosiłam jeszcze pana, żeby wyjął psa zza pazuchy i pokazał "w całości".
![]() |
Selfie z psem? Wyższa szkoła jazdy. |
- Dlaczego trzyma ją pan w torbie?!
- A jak mam niby trzymać, żeby nie uciekła? (psinka skakała wokół mnie, tuliła się i lizała)
- To ja ją biorę. Ale mam tylko 150 zł.
- Sukę mogę za 150 oddać.
Dałam panu pieniądze, pan dał mi psa.
- A jakaś smycz? Obroża? Kartonik?
- Nic nie mam - rzucił pan i zostawił mnie ze szczeniakiem na rękach.
No nic. Schowałam psa za pazuchę i ruszyłam w kierunku dworca. Słodka psinka z każdym krokiem robiła się coraz cięższa, torba z rzeczami zsuwała mi się z ramienia. Przechodnie piszczeli z zachwytu. W pewnym momencie zdesperowana zapytałam pana, który mnie akurat mijał, czy może mi pomóc i ponieść torbę.
Pan odprowadził mnie na dworzec, poczekał aż kupię bilet i wsadził do pociągu. I nim pociąg odjechał - przyniósł smycz i obróżkę!!! Niesamowite po prostu. Jeśli tu kiedykolwiek trafi - dziękuję po stokroć za ten gest!
![]() |
Jakby się udało... :) |
Kiedy przywiozłam Flickę do domu wreszcie mogłam usiąść na spokojnie i wpisać w google: husky. Przeczytałam charakterystykę rasy i rozryczałam się. - Co ja najlepszego zrobiłam?!
Później zaczęłam czytać o handlu psami, pseudohodowlach... Mądry Polak "po szkodzie".
![]() |
Na warszawskim podwórku. |
Dziś mijają dokładnie cztery lata odkąd Flicka jest z nami. Cztery lata, które wywróciły do góry nogami wszystko. To niby Michał chciał psa, ale to ja zupełnie dla tego psa straciłam głowę :)
![]() |
Od początku Flicka chodziła ze mną wszędzie. Tu - podczas zebrania w Służewskim Domu Kultury. |